Czy wszyscy mają równe szanse? Chyba nie.
Słyszę w mediach, że strajkują różne
grupy społeczne, ale o strajku niepełnosprawnych nie słyszałam, a my też
jesteśmy dyskryminowani.
Ileż to razy, gdy jeździłam wyłącznie
na wózku, ludzie nie zwracali się do mnie, tylko do mojego męża, chociaż sprawa
dotyczyła mnie. Czułam się jak piąte koło u wozu. I nie mam tu wcale pretensji
do mojego męża, tylko do tych wszystkich ludzi, którzy traktowali mnie, jak
powietrze.
Sytuacja zmieniła się całkowicie, gdy
np. na niektóre wizyty do lekarzy zaczęłam wychodzić bez wózka. Mąż mnie
prowadził. Te same osoby, które wcześniej traktowały mnie, jak powietrze, teraz
zaczęły mnie dostrzegać i ze mną rozmawiać. Niesamowite. To tak, jakby wózek
był jakąś barierą, zaporą albo czymś w rodzaju czapki niewidki.
Co mnie jeszcze denerwuje? Ano to, że
wszystkich niepełnosprawnych „wrzuca się do jednego worka”. Nieważne, czy ktoś
miał wylew, czy udar, czy miał wypadek samochodowy, czy jest niepełnosprawny
umysłowo. Wszyscy, co jeżdżą na wózkach
są tacy sami. Takie niestety istnieje przekonanie.
Tylko, że nie ma dwóch takich samych
osób, więc może warto to wziąć pod uwagę.