Podobno
nigdy nie mówi się nigdy, ale w tym zdaniu, to słowo, jest jak najbardziej
właściwe. Bo przecież ja też byłam w fatalnej sytuacji: m.in. sepsa,
wodogłowie, brak samodzielnego oddechu, oddychała za mnie maszyna, a jednak tu
jestem za sprawą wielu osób, ale głównie za sprawą mojego męża.
Dlatego
nigdy nie wolno się poddać, choć czasem ma się dość. Bo ja nie twierdzę, że
zawsze było super, czasem miałam gorsze chwile, w końcu jestem tylko
człowiekiem, nie robotem. To trwało jednak tylko chwilę, zawsze umiałam
odreagować stres. Bardzo pomocny okazał się ten blog. Tu mogłam powiedzieć, co
mnie dręczy, co siedzi w mojej głowie, a czego chciałam się pozbyć.
Nic, jednak by się nie udało, gdyby
nie mój mąż. To on był dla mnie główną inspiracją, a ja dla niego. Właściwie to
razem toczyliśmy, toczymy i będziemy toczyć walkę o (w miarę) normalne życie i
jesteśmy na dobrej drodze.