Czasem w życiu musi nadejść noc ciemna, by mógł przyjść dzień, byśmy przejrzeli na oczy. W moim życiu ta noc musiała nadejść, bym mogła zobaczyć jak świat wygląda naprawdę.
Pierwsza noc to noc zmysłów. Gdyby porównać ją do prawdziwej nocy byłaby czasem końca dnia, zapadnięcia zmroku i zapanowania ciemności. Pierwsza noc kończy się około północy. Noc zmysłów jest związana z mocnymi ograniczeniami bądź utratą zmysłów, np.: wzroku, słuchu, smaku, dotyku.
Te wszystkie zmysły zostały w dużym stopniu u mnie ograniczone, ale musiałam przejść tę noc, by dojść na szczyt góry, na której jest Bóg. Łączę ją z dwoma pierwszymi wylewami, bo wtedy doświadczyłam mocnego ograniczenia moich zmysłów fizycznych.
Następną częścią nocy jest czas w okolicach północy. W tej części nocy panuje całkowita ciemność. Jest to noc związana z wiarą. O ile, na poprzednim etapie nie było całkowicie ciemno i było jeszcze coś widać, tak teraz zupełnie nic nie widać. Człowiek musi zaufać po to, by jego wiara mogła wzrosnąć.
Ja ten czas wiążę u siebie z okresem przed, po i w trakcie trzeciego wylewu, który zakończył moją chorobę. To był czas, w którym rozwijała się moja wiara. To był czas, w którym uczyłam się zaufania Bogu.
Kolejną częścią nocy jest czas, gdy jeszcze jest ciemno, ale noc zbliża się ku końcowi, a jednocześnie robi się coraz jaśniej.
I właśnie w moim życiu robi się coraz jaśniej.
Ewelina Szot