środa, 26 lutego 2014

Szpital, który uratował mi życie – Szpital Wojewódzki nr 2 w Rzeszowie



     Dlaczego jestem w obecnej sytuacji? Pewnie wszyscy się zastanawiają. Przytoczę moją historię. Otóż wszystko zaczęło się w lipcu 2010 roku. Pewnej soboty myłam akwarium żółwia w łazience. Nagle zaczęła mnie potwornie boleć głowa i było mi strasznie niedobrze. Szybko pobiegłam do pokoju rodziców i oni stwierdzili, że jedziemy do naszego lekarza rodzinnego. On jednak, kiedy zobaczył moje objawy, stwierdził, że nie wie co mi jest i wezwał karetkę. Tyle pamiętam, resztę znam z opowieści. Następnie przewieziono mnie do szpitala do Jasła. Zapadł wyrok – poważny wylew spowodowany naczyniakiem. Nie wiadomo było, czy przeżyję. U mnie wcześniej nie było żadnych objawów, ale gdyby były, na pewno poszłabym do lekarza. Dlategom apeluję do wszystkich, jeśli zaobserwujecie coś niepokojącego, nawet najmniejszą rzecz, udajcie się do lekarza, bo może się to skończyć tragicznie. Ja to mogę zaświadczyć.
     Nie chcieli mnie wypuścić z Jasła, ale dzięki wstawiennictwu Pani Alicji Zając, przetransportowano mnie do Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie przy ul. Lwowskiej. Gdybym została w Jaśle, to nie wiem, czy pisałabym teraz tego bloga. W Rzeszowie poddano mnie operacji. Podjął się jej doktor Przemysław Grzegorzewski – świetny lekarz. Po operacji czekano – mijały minuty, godziny, dni, tygodnie.
     Niestety naczyniak w mojej głowie był rozgałęziony i trzeba było zapobiec kolejnemu, potencjalnemu wylewowi. Przeprowadzono mi we wrześniu, więc zabieg embolizacji. Po tym zabiegu dostałam kolejnego wylewu. Plus był taki, że byłam już w szpitalu, więc przeprowadzono kolejną operację. Tym razem przeprowadził ją doktor Robert Karnat – również świetny lekarz.
     Po operacji mój stan nie był zbyt dobry - kilka miesięcy leżałam na intensywnej terapii. Nie ruszałam ani ręką, ani nogą. Po pewnym czasie, gdy już byłam przytomna, jedynym sposobem porozumiewania się przeze mnie było mruganie. Mrugałam raz na tak, a dwa razy na nie, ale właśnie dzięki temu trafiłam w styczniu na oddział rehabilitacji. Byłam tam 8 tygodni, a później wyszłam do domu. Nie pamiętam tego okresu, ale mam pewne przebłyski w pamięci i muszę stwierdzić, że bardzo mi pomogli.
     Wyszłam w marcu, a wróciłam w czerwcu na rehabilitację. I znów rehabilitacja bardzo mi pomogła. Co jakiś czas jeżdżę do szpitala, do Rzeszowa na rehabilitację i za każdym razem postęp jest ogromny.
     Na wakacjach 2012 roku nastąpił nawrót choroby. Potwornie bolał mnie brzuch, więc pojechałam do szpitala do Krosna, bo wszyscy myśleli, że to kłopoty gastryczne, okazało się zupełnie coś innego. Mój stan ulegał znacznemu pogorszeniu, przestałam całkiem mówić, jednak szpital w Krośnie nic nie robił, a nawet chcieli mnie wypisać do domu. Dlatego jednym słowem opiszę szpital w Krośnie – katastrofa.
     Na szczęście do szpitala w Krośnie przyjechał lekarz ze szpitala w Rzeszowie na konsultację i stwierdził, że trzeba mnie jak najszybciej przewieźć do Rzeszowa.
     Okazało się, że są kłopoty z zastawką, którą mam w głowie, która to oprowadza płyn rdzeniowo-mózgowy z głowy do otrzewnej. Zastawka nie działała, a przy zakończeniu wylotu rurki, która odprowadzała płyn do otrzewnej, zrobił się torbiel. Dodatkowo na jelitach porobiły mi się zrosty. Konieczne były więc kolejne operacje: jedna, żeby pozbyć się zrostów i torbiela, a druga polegająca na wyjęciu zastawki z lewej strony głowy i umieszczeniu nowej zastawki po prawej stronie głowy. Operację przeprowadził znów dr Grzegorzewski i znów operacja powiodła się. Po paru dniach od operacji odzyskałam mowę. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.
     Po operacji trochę upłynęło czasu nim wróciłam do poprzedniego stanu. W sumie, od  chwili trafienia do szpitala, spędziłam w nim 3 miesiące. Ostatnie 5 tygodni spędziłam na oddziale rehabilitacji. Na szczęście trafiłam na świetną rehabilitantkę i na świetną doktor prowadzącą, dzięki czemu odzyskałam to co utraciłam.
     Ze szpitala wyszłam 3 października i za parę tygodni odbył się najważniejszy dzień w moim życiu, ale o tym napiszę poniżej.
     W każdym razie dziękuję bardzo szpitalowi w Rzeszowie i wszystkim tym, którzy mi pomogli. Dziękuję serdecznie.