Dlaczego jestem w obecnej sytuacji? Pewnie
wszyscy się zastanawiają. Przytoczę moją historię. Otóż wszystko zaczęło się w
lipcu 2010 roku. Pewnej soboty myłam akwarium żółwia w łazience. Nagle zaczęła
mnie potwornie boleć głowa i było mi strasznie niedobrze. Szybko pobiegłam do pokoju
rodziców i oni stwierdzili, że jedziemy do naszego lekarza rodzinnego. On
jednak, kiedy zobaczył moje objawy, stwierdził, że nie wie co mi jest i wezwał
karetkę. Tyle pamiętam, resztę znam z opowieści. Następnie przewieziono mnie do
szpitala do Jasła. Zapadł wyrok – poważny wylew spowodowany naczyniakiem. Nie
wiadomo było, czy przeżyję. U mnie wcześniej nie było żadnych objawów, ale
gdyby były, na pewno poszłabym do lekarza. Dlategom apeluję do wszystkich,
jeśli zaobserwujecie coś niepokojącego, nawet najmniejszą rzecz, udajcie się do
lekarza, bo może się to skończyć tragicznie. Ja to mogę zaświadczyć.
Nie chcieli mnie wypuścić z Jasła, ale
dzięki wstawiennictwu Pani Alicji Zając, przetransportowano mnie do Szpitala
Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie przy ul. Lwowskiej. Gdybym została w Jaśle, to
nie wiem, czy pisałabym teraz tego bloga. W Rzeszowie poddano mnie operacji.
Podjął się jej doktor Przemysław Grzegorzewski – świetny lekarz. Po operacji
czekano – mijały minuty, godziny, dni, tygodnie.
Niestety naczyniak w mojej głowie był
rozgałęziony i trzeba było zapobiec kolejnemu, potencjalnemu wylewowi.
Przeprowadzono mi we wrześniu, więc zabieg embolizacji. Po tym zabiegu dostałam
kolejnego wylewu. Plus był taki, że byłam już w szpitalu, więc przeprowadzono
kolejną operację. Tym razem przeprowadził ją doktor Robert Karnat – również
świetny lekarz.
Po operacji mój stan nie był zbyt dobry -
kilka miesięcy leżałam na intensywnej terapii. Nie ruszałam ani ręką, ani nogą.
Po pewnym czasie, gdy już byłam przytomna, jedynym sposobem porozumiewania się
przeze mnie było mruganie. Mrugałam raz na tak, a dwa razy na nie, ale właśnie
dzięki temu trafiłam w styczniu na oddział rehabilitacji. Byłam tam 8 tygodni,
a później wyszłam do domu. Nie pamiętam tego okresu, ale mam pewne przebłyski w
pamięci i muszę stwierdzić, że bardzo mi pomogli.
Wyszłam w marcu, a wróciłam w czerwcu na
rehabilitację. I znów rehabilitacja bardzo mi pomogła. Co jakiś czas jeżdżę do
szpitala, do Rzeszowa na rehabilitację i za każdym razem postęp jest ogromny.
Na wakacjach 2012 roku nastąpił nawrót
choroby. Potwornie bolał mnie brzuch, więc pojechałam do szpitala do Krosna, bo
wszyscy myśleli, że to kłopoty gastryczne, okazało się zupełnie coś innego. Mój
stan ulegał znacznemu pogorszeniu, przestałam całkiem mówić, jednak szpital w
Krośnie nic nie robił, a nawet chcieli mnie wypisać do domu. Dlatego jednym
słowem opiszę szpital w Krośnie – katastrofa.
Na szczęście do szpitala w Krośnie
przyjechał lekarz ze szpitala w Rzeszowie na konsultację i stwierdził, że
trzeba mnie jak najszybciej przewieźć do Rzeszowa.
Okazało się, że są kłopoty z zastawką,
którą mam w głowie, która to oprowadza płyn rdzeniowo-mózgowy z głowy do
otrzewnej. Zastawka nie działała, a przy zakończeniu wylotu rurki, która
odprowadzała płyn do otrzewnej, zrobił się torbiel. Dodatkowo na jelitach
porobiły mi się zrosty. Konieczne były więc kolejne operacje: jedna, żeby
pozbyć się zrostów i torbiela, a druga polegająca na wyjęciu zastawki z lewej
strony głowy i umieszczeniu nowej zastawki po prawej stronie głowy. Operację
przeprowadził znów dr Grzegorzewski i znów operacja powiodła się. Po paru
dniach od operacji odzyskałam mowę. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim
życiu.
Po operacji trochę upłynęło czasu nim
wróciłam do poprzedniego stanu. W sumie, od
chwili trafienia do szpitala, spędziłam w nim 3 miesiące. Ostatnie 5
tygodni spędziłam na oddziale rehabilitacji. Na szczęście trafiłam na świetną
rehabilitantkę i na świetną doktor prowadzącą, dzięki czemu odzyskałam to co
utraciłam.
Ze szpitala wyszłam 3 października i za
parę tygodni odbył się najważniejszy dzień w moim życiu, ale o tym napiszę
poniżej.
W każdym razie dziękuję bardzo szpitalowi
w Rzeszowie i wszystkim tym, którzy mi pomogli. Dziękuję serdecznie.