Chciałam
zwrócić uwagę na problem opieszałości służby zdrowia, bo to co się dzieje to
jest paranoja.
Ja
gdybym liczyła wyłącznie na państwową służbę zdrowia i nie jeździła do
prywatnej kliniki w Tajęcinie, to pewnie zaczęłabym chodzić, jakby dobrze
poszło za jakieś 10 lat, a tak może będzie to w tym roku.
Szpital
oraz sanatorium przysługują mi raz w roku. A w moim przypadku nie ma żadnego
sensu jeździć do sanatorium. Tam może jechać osoba, która sama chodzi, a nie
osoba taka jak ja.
Tak
właściwie to postępowanie tego państwa jest dla mnie niepojęte. Zamiast
wyleczyć pacjenta szybko, by poszedł do pracy i płacił podatki, leczy się go i
łoży na niego latami. Czy to jest logiczne?
Przykład
mojego męża. Bolała go noga. 11-go grudnia poszedł do lekarza, oczywiście
prywatnie, bo nie wiadomo ile by musiał czekać. Okazało się, że wymaga
rehabilitacji, ale skierowanie na rehabilitację, lekarz może wypisać, gdy się
przyjdzie do niego publicznie, nie prywatnie. Musi mieć skierowanie od lekarza
na rehabilitację, a na rehabilitacji czekać 2 tygodnie, zanim będzie jego
kolej.
Poszedł
do lekarza po skierowanie ok. 2 tygodnie temu i nie miał jakiegoś świstka
papieru, więc lekarz nie dał mu skierowania, po które ma się zgłosić 5-go
stycznia. Wtedy dopiero może iść do ośrodka rehabilitacji, by ustalono jej
termin. No paranoja.
Kolejna
sprawa, wszyscy tak nawołują, żeby się badać, bo rak wykryty we wczesnym
stadium, jest wyleczalny. We wczesnym stadium może i tak, ale zanim chory ma wolny termin na wizytę, to już jest zaawansowane stadium. Przecież za granicą, rak
jest chorobą wyleczalną, a w Polsce śmiertelną. Dlaczego tak jest?
Nie
wiem, czy coś się zmieni na lepsze w tej sprawie. Mam nadzieję, że tak, chociaż
trochę.