sobota, 3 stycznia 2015

Opieszałość służby zdrowia



                Chciałam zwrócić uwagę na problem opieszałości służby zdrowia, bo to co się dzieje to jest paranoja.
                Ja gdybym liczyła wyłącznie na państwową służbę zdrowia i nie jeździła do prywatnej kliniki w Tajęcinie, to pewnie zaczęłabym chodzić, jakby dobrze poszło za jakieś 10 lat, a tak może będzie to w tym roku.
                Szpital oraz sanatorium przysługują mi raz w roku. A w moim przypadku nie ma żadnego sensu jeździć do sanatorium. Tam może jechać osoba, która sama chodzi, a nie osoba taka jak ja.
                Tak właściwie to postępowanie tego państwa jest dla mnie niepojęte. Zamiast wyleczyć pacjenta szybko, by poszedł do pracy i płacił podatki, leczy się go i łoży na niego latami. Czy to jest logiczne?
                Przykład mojego męża. Bolała go noga. 11-go grudnia poszedł do lekarza, oczywiście prywatnie, bo nie wiadomo ile by musiał czekać. Okazało się, że wymaga rehabilitacji, ale skierowanie na rehabilitację, lekarz może wypisać, gdy się przyjdzie do niego publicznie, nie prywatnie. Musi mieć skierowanie od lekarza na rehabilitację, a na rehabilitacji czekać 2 tygodnie, zanim będzie jego kolej.
                Poszedł do lekarza po skierowanie ok. 2 tygodnie temu i nie miał jakiegoś świstka papieru, więc lekarz nie dał mu skierowania, po które ma się zgłosić 5-go stycznia. Wtedy dopiero może iść do ośrodka rehabilitacji, by ustalono jej termin. No paranoja.
                Kolejna sprawa, wszyscy tak nawołują, żeby się badać, bo rak wykryty we wczesnym stadium, jest wyleczalny. We wczesnym stadium może i tak, ale zanim chory ma wolny termin na wizytę, to już jest zaawansowane stadium. Przecież za granicą, rak jest chorobą wyleczalną, a w Polsce śmiertelną. Dlaczego tak jest?
                Nie wiem, czy coś się zmieni na lepsze w tej sprawie. Mam nadzieję, że tak, chociaż trochę.