8 stycznia rozbolała mnie głowa. Popołudniu pojechałam z mężem do neurologa. Ten
stwierdził, że chyba nic mi nie jest, ale prewencyjnie powinnam zrobić
tomografię głowy.
Po tomografii okazało się, że miałam wylew, ale akurat był on w tej części głowy,
gdzie już kiedyś miałam operację, znajdowała się tam, więc luka, wobec czego
wylew niczego nie uszkodził.
Przewieziono
mnie do szpitala w Rzeszowie, gdzie leżałam 2 tygodnie w nadziei, że to się
wchłonie. W międzyczasie przeszłam angiografię, która wykazała, że w mojej
głowie jest naczyniak.
Wtedy
dzięki mojemu mężowi, który konsultował moją sprawę z profesorem Trojanowskim, przewieziono
mnie do szpitala w Lublinie. Przeprowadzono zabieg embolizacji i naczyniak
został unieszkodliwiony.
Po
zabiegu embolizacji, po tygodniu, wyszłam ze szpitala do kliniki rehabilitacji
w Tajęcinie, gdzie wczoraj wstałam, czyli przeszłam do pozycji stojącej, pierwszy
raz od 3 tygodni, bo wcześniej nie wolno mi było.
Oto
w wielkim skrócie moje ostatnie 3 tygodnie życia.