Tak często sobie coś planujemy, tak po ludzku, bo nam się wydaje, że tak będzie dobrze, a zapominamy zapytać o zdanie Pana Boga, czy On chce żebyśmy tak zrobili. A On może mieć zupełnie inny plan dla nas, o wiele lepszy od naszego, trzeba Mu tylko zaufać.
W 17 rocznicę naszej pierwszej randki, stwierdziłam, że muszę napisać ten artykuł.
Po 5 latach naszej znajomości wszystko było gotowe do ślubu – sala, dekorator, kamerzysta, kucharka, menu, suknia ślubna, orkiestra, goście zaproszeni… Ślub był planowany na 11.09.2010 r.
A tu w lipcu wylew. W Rzeszowie operacja i… w sierpniu drugi wylew. Sytuacja jest dramatyczna, nie wiadomo czy przeżyję, kilka miesięcy jestem nieprzytomna, leżę na OIOMie, a szpital mówi o oddaniu mnie do hospicjum.
Wtedy mój narzeczony Paweł jedzie do Terespola, gdzie z obrazu Matki Boskiej wyciekał cudowny olejek. Naciera nim moje czoło, a ja niedługo po tym zaczynam się ruszać i wreszcie odzyskuję przytomność. Cud!
Po jakimś czasie wychodzę ze szpitala, ale wracam do niego często na rehabilitację.
Jeszcze pewnych rzeczy nie zrozumiałam i chciałam wrócić do poprzedniego życia, ale Pan Bóg nie pozwolił mi popełnić tego błędu. W 2012 r. trafiłam do szpitala na 3 miesiące, gdzie przeszłam dwie operacje.
Paweł mówi mi, że jak się wszystko dobrze skończy, to się pobieramy. I tak było. Ze szpitala wyszłam 3 października, a wzięliśmy ślub za niecałe 3 tygodnie – 21.10.2012 r.
Ślub nie był huczny – było niecałe 30 osób; nie było orkiestry – panna młoda była w końcu na wózku; zdjęcia robił nasz znajomy, a sukienkę do ślubu wybrał i kupił mi mój przyszły mąż. Buty miałam materiałowe za…10 zł.
To był plan Pana Boga dla nas. Lepszego nie mogliśmy sobie wymyślić.
Ewelina Szot