poniedziałek, 11 maja 2015

Niby nieszczęście, a jednak szczęście



Może się wydawać, że ten styczniowy wylew był nieszczęściem, bo znów trafiłam do szpitala i utraciłam tymczasowo niektóre rzeczy. Ale ja tak do tego nie podchodzę. Uważam, że to było szczęście, bo zakończyło tę historię. Oczywiście nie całkowicie, bo jeszcze muszę zacząć sama chodzić, ale nie żyję w obawie, że znów mogę dostać wylewu i wszystko stracić. Jasne, że muszę na siebie uważać, ale niebezpieczeństwo nie jest już tak wyraźne.
To, co się stało było wielkim szczęściem, bo przejść wylew bez żadnych większych konsekwencji, to prawdziwe szczęście. A zrobił mi się w głowie krwiak wielkości śliwki.
Zaraz po embolizacji faktycznie czułam się gorzej, ale wszystko wraca. Teraz jestem w  Tajęcinie na rehabilitacji, ale bez lokomatu i na razie na tydzień. Nie czuję się jeszcze na tyle mocna, by przejść w lokomcie ponad kilometr.
Wszystko wraca, ale stopniowo.