Nie rzadko spotykam się z
niezrozumieniem ze strony innych osób w stosunku do mojej osoby i sytuacji w
jakiej się znajduję. Bo dla osób pełnosprawnych pewne rzeczy są oczywiste, jak
ich można nie robić, ale dla osób poruszających się na wózku, te rzeczy nie są
oczywiste.
Mogłabym wymienić tysiące
przykładów. Jednym z nich, takim prozaicznym, będzie pojechanie samodzielnie do
toalety. Gdy mam poręcze przy sedesie, skorzystam z niego bez problemu, gorzej
jest, gdy nie ma tych poręczy.
Może niektórzy uznają to za
wstydliwy temat, ale trzeba o tym powiedzieć, bo to nieodłączna część życia
każdego człowieka.
Kolejna sprawa, mało osób
zdaje sobie sprawę z tego, że ja gorzej słyszę. Na lewe ucho gorzej, przez co
noszę na nim aparat słuchowy, na prawe ucho lepiej, ale nie do końca dobrze.
Większość rzeczy słyszę, gorzej jest w towarzystwie. Przed styczniem słyszałam
w miarę dobrze i zrezygnowałam z noszenia aparatu. Jednak po styczniowym
wylewie i embolizacji, mój słuch znów się pogorszył i wróciłam do noszenia
aparatu.
Najgorzej jest w
towarzystwie, gdzie wszyscy mówią na raz. Gdy w większym gronie toczy się jedna
rozmowa, wszystko rozumiem, ale gdy toczy się jednocześnie 5 rozmów, bo każdy
rozmawia ze swoim sąsiadem, ja zupełnie nie wiem nic. Nawet jak ktoś, coś do
mnie powie, ja się tylko uśmiecham i kiwam głową, bo co mam robić? Tłumaczyć
każdemu, że nic nie słyszę w takim huku. To jest bez sensu.
Jeśli macie, więc okazję,
spróbujcie wczuć się w sytuację osoby niepełnosprawnej i pojeździć na wózku,
choć przez chwilę. To nie jest takie łatwe. Mnie los zmusił do bycia osobą
niepełnosprawną już prawie 5 lat.