W środę byłam na mszy w jasielskiej farze. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, umieszczam link do
strony portalu Twoje Jasło:
Najpierw odbyła się msza, a
później po kościele chodziła pani Beata wraz z księdzem, kładąc ręce na głowach
ludzi i modląc się. Można było na to zareagować np.: omdleniem, czuciem ciepła,
płaczem.
Kiedy podeszli do mnie,
najpierw ksiądz, potem pani Beata, poczułam ciepło w głowie, a także w nogach i chciało mi się płakać. Popatrzyłam na
męża, zobaczyłam, że on płacze i wtedy ja też zaczęłam. Potem już się śmiałam
przez łzy.
Prawdę mówiąc, przed mszą
miałam taką cichą nadzieję, że zacznę chodzić, ale widocznie to jeszcze nie ten
czas. Pan Bóg doskonale wie, co robi i skoro jeszcze nie chodzę, to na pewno jest
w tym jakiś sens. Ja to przyjmuję z pełną pokorą, tak jak i mój wylew. Nic nie
dzieje się bez przyczyny.
A ta msza dała mi wiele. Dała
mi siłę do dalszej walki. Nie to, żebym jej nie miała, ale taka pozytywna
motywacja się przydaje. Za miesiąc też wezmę udział w tej mszy.