Niepełnosprawność jest i tkwi w każdym z nas. Może nie
u wszystkich jest zauważalna gołym okiem i nie można za to dostać grupy
inwalidzkiej, ale w każdym na pewno coś siedzi, co może być nazwane
niepełnosprawnością. Zaakceptujmy swoje minusy, będzie nam łatwiej.
Ostatnio
byłam na Saletyńskich Spotkaniach Młodzieży w Dębowcu i występował Jasiek Mela,
który powiedział, że jest wdzięczny Bogu, że nie ma ręki i nogi. Ja może nie
jestem wdzięczna, że miałam wylew, bo przeszłam naprawdę ciężkie chwile, ale
akceptuję to, bo teraz doświadczam bardzo dobrych rzeczy.
Nigdy nie
miałam jakiegoś załamania z tego powodu. Wiadomo, że czasem mam gorsze dni,
zresztą jak każdy, ale to się zdarza tylko czasami.
Kiedyś
miałam taką sytuację, że wezbrała we mnie frustracja. Mój rehabilitant poradził
mi co mam robić w takiej sytuacji. Zamknęłam się sama w pokoju, pokrzyczałam,
poprzeklinałam, porzucałam różnymi przedmiotami, oczywiście lekkimi, żeby sobie
sobie krzywdy nie zrobić. Przeszło, jak ręką odjął. Po co być wrednym dla
bliskich, skoro można odreagować w samotności?
Ja mam problem z poruszaniem się i mam to na papierze, ale ktoś może mieć problem np. z
alkoholem, czy z relacjami z rodziną, i to też jest w pewnym sensie rodzaj niepełnosprawności. Spróbujmy więc, może pokochać to za duże słowo, ale
zaakceptować tę swoją niepełnosprawność.
Ja nie
prosiłam o wylew, gdyby go nie było, nie byłoby źle, ale stało się i trudno.
Przeżyłam bardzo złe chwile, ale teraz korzystam z tego, co mam. Przekształcam
minusy na plusy.
Moja rada: zróbcie
podobnie. Wykorzystajcie swoje słabości, by przeobrazić je w pozytywne rzeczy.