niedziela, 20 lipca 2014

Rocznica wylewu



     17.07.2014 r. minęło dokładnie 4 lata od mojego wylewu. Kawał czasu.
      Nawet nie skojarzyłam, że w czwartek, była rocznica tego zdarzenia, dopiero mąż mi przypomniał.
     To się stało w 2010 roku. Byłam w łazience i myłam akwarium żółwia. Nagle potwornie rozbolała mnie głowa i było mi bardzo niedobrze. Rodzice zawieźli mnie do lekarza rodzinnego, ale on nie wiedział, co mi było. Wezwał, więc karetkę z Jasła. Tyle pamiętam, resztę znam z opowiadań.
     Przewieziono mnie do szpitala w Jaśle i gdybym tam została, to pewnie nie pisałabym tego bloga, tylko leżała na cmentarzu.
    Ze szpitala w Jaśle nie chciano mnie wypuścić, a rodzina chciała mnie przewieźć do Rzeszowa.  Po telefonie Pani Alicji Zając do dyrektora szpitala, karetka mająca mnie przewieźć, została podstawiona w ciągu 15 minut. Przewieziono mnie do Rzeszowa, a reszta historii jest w poście pt. „Szpital, który uratował mi życie – Szpital Wojewódzki nr 2 w Rzeszowie”.
     Ledwo z tego wyszłam, ale wyszłam, na pewno z Boską pomocą. Byłam w tragicznym stanie, bo nie ruszałam ani ręką, ani nogą, a przez pierwsze miesiące po powrocie ze szpitala leżałam tylko w łóżku, na materacu przeciwodleżynowym, ale dzięki ciężkim ćwiczeniom, cały czas idę do przodu.
     Dziś jeżdżę na wózku, ale większość rzeczy potrafię zrobić sama.
     To doświadczenie mnie nie złamało, choć nikt nie wie, co czułam i czuję, ale sprawność wraca, a czas goi rany.