środa, 21 maja 2014

Wyprawa do babci



               We wtorek popołudniu wybrałam się do babci. Przechadzka nie była wcale planowana. Poszłam się przejść z mężem wokół domu, a poszliśmy do babci.
                Mój rehabilitant zalecił mi chodzenie na zewnątrz, jest tam całkiem inne podłoże. To nie to samo co chodzenie w domu, gdzie jest równo. Na zewnątrz trzeba uważać, jak się idzie, jest tam wiele nierówności, są góreczki i dołki.
                A do mojej babci prowadzi najpierw droga kamienista, a później asfaltowa, w sumie w obie strony, czyli ode mnie do babci i od babci do mojego domu 0,5 km.
                Była z nami również moja mama i nasz pies Klusek. Początkowo szedł luzem, bez smyczy, ale kiedy wyszliśmy  na asfalt, trzeba było go wziąć na smycz. On nie potrafi chodzić na smyczy, cały czas ciągnął i się wyrywał.
                Nie braliśmy wózka, jedynie balkonik, na którym można usiąść. Ogólnie podczas całej trasy, tam i z powrotem, miałam tylko 2 odpoczynki – 1 siedząc, 1 stojąc. Chwilę siedziałam też u babci.
                To taka rozgrzewka przed czymś, czego zamierzam dokonać w bliskiej przyszłości, ale na razie nie zdradzę, co to będzie. Jak mi się uda, to wtedy napiszę.