W
Rzeszowie postanowiono, że konieczne jest przeprowadzenie operacji.
Przeprowadzono, więc operację mającą na celu, usunięcia torbiela i zrostów na
jelitach. Trzeba pamiętać, że do mojej otrzewnej był wpuszczony wężyk, który
odprowadzał płyn rdzeniowo - mózgowy z głowy. Trzeba było go wyjąć, gdyż mój
brzuch nie był jeszcze zagojony. Płyn musiał być gdzieś odprowadzany, więc
spływał do woreczka, który dosłownie był przytwierdzony do mojej głowy, a przy
woreczku był maleńki zawór, którym spuszczało się płyn z woreczka.
Ktoś,
kiedyś zapomniał odkręcić zawór i właśnie wtedy przestałam mówić. To były
najgorsze chwile w moim życiu. W nocy, kiedy chciałm się przekręcić na drugi bok,
musiałam dzwonić po pielęgniarkę, bo nie mogłam się przekręcić sama po operacji,
a że nie mogłam mówić, pielęgniarka mnie nie rozumiała i musiałam leżeć, tak
jak leżałam.
Doktor
Grzegorzewski zorientował się w czym rzecz i przeprowadzono kolejną operację,
która polegała na wyjęciu zastawki z lewej strony głowy i umieszczeniu nowej po
prawej stronie.
Po paru
dniach od operacji i po wizycie księdza z Kraczkowej, odzyskałam mowę. To był
jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.
Po pewnym
czasie wyszłam na oddział rehabilitacji i tam odzyskiwałam to, co utraciłam. I
udało się, dzięki mojej pracy, ale też dzięki wysiłkowi mojej rehabilitantki
Magdy, za co bardzo jej dziękuję i pomocy doktor prowadzącej – dr Wieliczko.
Wyszłam ze
szpitala 3-go października, czyli podsumowując, spędziłam w nim 3 miesiące.
Wyszłam
3-go października, a 21-go odbył się mój ślub. To nic, że miałam wygoloną
przednią część głowy. Fryzjerka tak to zamaskowała, robiąc mi z części tylnich
włosów grzywkę, że nic nie było widać.
A szpitala
w Krośnie nie polecam i to nie jest tylko moja opinia. Ja się przekonałam na
własnej skórze, że ten szpital to porażka, nie życzę wam pobytu w tym szpitalu.