piątek, 2 maja 2014

Słowo, które najlepiej opisuje szpital w Krośnie – katastrofa (część trzecia)



     W Rzeszowie postanowiono, że konieczne jest przeprowadzenie operacji. Przeprowadzono, więc operację mającą na celu, usunięcia torbiela i zrostów na jelitach. Trzeba pamiętać, że do mojej otrzewnej był wpuszczony wężyk, który odprowadzał płyn rdzeniowo - mózgowy z głowy. Trzeba było go wyjąć, gdyż mój brzuch nie był jeszcze zagojony. Płyn musiał być gdzieś odprowadzany, więc spływał do woreczka, który dosłownie był przytwierdzony do mojej głowy, a przy woreczku był maleńki zawór, którym spuszczało się płyn z woreczka.
     Ktoś, kiedyś zapomniał odkręcić zawór i właśnie wtedy przestałam mówić. To były najgorsze chwile w moim życiu. W nocy, kiedy chciałm się przekręcić na drugi bok, musiałam dzwonić po pielęgniarkę, bo nie mogłam się przekręcić sama po operacji, a że nie mogłam mówić, pielęgniarka mnie nie rozumiała i musiałam leżeć, tak jak leżałam.
     Doktor Grzegorzewski zorientował się w czym rzecz i przeprowadzono kolejną operację, która polegała na wyjęciu zastawki z lewej strony głowy i umieszczeniu nowej po prawej stronie.
     Po paru dniach od operacji i po wizycie księdza z Kraczkowej, odzyskałam mowę. To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.
     Po pewnym czasie wyszłam na oddział rehabilitacji i tam odzyskiwałam to, co utraciłam. I udało się, dzięki mojej pracy, ale też dzięki wysiłkowi mojej rehabilitantki Magdy, za co bardzo jej dziękuję i pomocy doktor prowadzącej – dr Wieliczko.
     Wyszłam ze szpitala 3-go października, czyli podsumowując, spędziłam w nim 3 miesiące.
   Wyszłam 3-go października, a 21-go odbył się mój ślub. To nic, że miałam wygoloną przednią część głowy. Fryzjerka tak to zamaskowała, robiąc mi z części tylnich włosów grzywkę, że nic nie było widać.
     A szpitala w Krośnie nie polecam i to nie jest tylko moja opinia. Ja się przekonałam na własnej skórze, że ten szpital to porażka,  nie życzę wam pobytu w tym szpitalu.