Może to się
wydać dziwne, ale w moim przypadku, niepomaganie mi w pewnych czynnościach,
jest dla mnie pomocą. Robienie pewnych rzeczy samodzielnie, przybliża mnie do
sprawności. Bo jak się mam nauczyć tych rzeczy, nie robiąc ich? Jak się mam
nauczyć chodzić, nie chodząc, jak się mam nauczyć ładnie pisać, nie pisząc?
Dlatego mąż
wymaga ode mnie, żebym jak najwięcej rzeczy robiła samodzielnie. Czasem się
denerwuję za to na niego, ale wiem, że to dla mojego dobra.
Robię, więc
rzeczy, które mogą dla niektórych wydać się banalnie proste, ale nie dla
człowieka po wylewie. To jest zwykłe nalanie wody do kubka, samodzielne
zrobienie sobie kolacji, pościeranie kurzu z szafek, poodkurzanie dywanu
odkurzaczem, czy nawet przejście z fotela na łóżko.
Tak
przechodzę z fotela na łóżko, oczywiście nie bezpośrednio, bo mogłabym spaść,
ale zsuwam się z fotela na podłogę, a z podłogi wychodzę na łóżko, co jest
całkowicie bezpieczne.
Ścieram kurze, a nawet odkurzam
dywany odkurzaczem. Pewnie się zastanawiacie, jak na wózku można to robić. Otóż
można. Jeżeli bez jednej nogi o kulach można grać w piłkę nożną (widziałam taki
filmik), to na wózku, tym bardziej można odkurzać.
Pomagam też
przy robieniu obiadów: lepię pierogi, obieram ziemniaki, ubijam kotlety i
panieruję, robię pulpeciki. Dodatkowo gotujemy mężem, ja szukam przepisów i koordynuję wszystko. To taka inna forma spędzania razem czasu, bardzo
przyjemna nawiasem mówiąc, bo możemy coś zrobić razem.
Coraz
więcej rzeczy robię sama, a niedługo będę całkowicie samodzielna.