Ostatnio byłam w Rzeszowie i postanowiłam odwiedzić
szpital. Nie zrobiłam tego tak jak zwykle, na wózku, ale na nogach, tylko mąż
mnie podtrzymywał z tyłu.
Pierwszy
raz weszłam do szpitala po schodach, bo zawsze wjeżdżam podjazdem
dla wózków. Pierwszy raz widziałam zdjęcia na ścianach, bo wreszcie były na
wysokości mojego wzroku, a byłam w tym szpitalu nie raz, tylko zawsze byłam na
wózku i ciężko, by mi było zadzierać głowę do góry.
Najpierw
udałam się na I piętro, by odwiedzić moją koleżankę. Czekałam na nią na
krzesłach obok sali fizykoterapii. W międzyczasie spotkałam wielu znajomych.
Wszyscy dziwili się, jak się tu znalazłam bez wózka. Wszyscy też chwalili, że
dobrze wyglądam i żebym pokazała jak chodzę.
Później udałam się na II piętro, na
rehabilitację. Chciałam się spotkać z jedną z moich lekarek, ale niestety nie
było jej.
Z II piętra
udałam się na V piętro do mojego lekarza, ale niestety nie spotkałam go, bo
operował.
Udałam się,
więc na parter do kaplicy. Pierwszy raz od dawna klęczałm w kościele.
Niesamowite uczucie.
Na parkingu
przd szpitalem zjechałam równo faceta, który stał obok nas. Należało mu się, bo
stanął w połowie na naszym miejscu, przy którym widniał znaczek, że jest dla
niepełnosrawnych, a w połwie na miejscu obok, które było zajęte. Było tak wąsko,
że ja nawet będąc na nogach nie mogłam wejść do samochodu, bo się drzwi nie
otworzyły, a co gdybym była na wózku? Dobrze, że facet był na miejscu i
łaskwie natchmiast odjechał.
Naprawdę,
niektórzy to wcale nie myślą. Już bym się nie dziwiła, gdyby tak zrobił na
zwykłym parkingu, ale na miejcu dla niepełnoprawnych?
Gdy
wróciliśmy do domu, jeszcze czekała mnie wizyta u logopedki i wyście po
schodach na II piętro.
Kiedy
ostatecznie wróciłam do domu byłam skonana i o 21.00 poszłam spać.