niedziela, 28 maja 2023

STAĆ SIĘ, JAK DZIECKO

 



 

„Ja tego nie zjem. To mi nie smakuje” – tak często mówią ludzie w każdym wieku. I grymaszą, jak małe dzieci.

A gdybyś od dziś nie mógł/nie mogła przyjmować pokarmów doustnie tylko przez sondę przytwierdzoną do brzucha, tzw. PEGa? Wszystko przyjmujesz w postaci papek. Pokarm wstrzykiwany jest strzykawką do PEGa, a potem bezpośrednio trafia do żołądka.

Powiesz: „Super! Nie będę czuć smaku mojej znienawidzonej brukselki”, tylko, że twojej ulubionej pizzy też nie będziesz czuć, ani twojego ukochanego ciasta czekoladowego.

Wiem, bo to doświadczenie nie jest mi obce. Przez pewien czas tak właśnie przyjmowałam pokarmy. A potem uczyłam się jeść, jak małe dziecko. Najpierw rzeczy płynne, stopniowo, by z czasem przejść do pokarmu, jaki przyjmuje większość ludzi. Ale Pan Jezus powiedział, że jeśli „nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”(Mt 18, 3)

Każdy z nas zatem powinien stać się dzieckiem i zaufać Bogu Ojcu, jak dziecko swemu Tatusiowi, mając na uwadze fakt, że On wie, co dla nas dobre. My nie. Dlatego choć czasem nie podoba ci się sposób, w jaki Bóg cię wychowuje i zachowujesz się, jak zbuntowany nastolatek/zbuntowana nastolatka, i trzaskasz Panu Bogu drzwiami przed nosem, to wiedz, że On czeka pod tymi drzwiami, aż Mu otworzysz. Chce ci powiedzieć, że cię kocha, i że zawsze jest przy tobie, choć może ty tego nie czujesz, a to, co cię spotkało jest sposobem na to, aby cię czegoś nauczyć.

Pan Bóg może do nas mówić poprzez różne wydarzenia w życiu. Ważne jest, żeby zastanowić się, dlaczego to doświadczenie mnie spotkało. Czasem jednak zagadujemy Pana Boga, a w naszym wnętrzu jest tak głośno, że nie słyszymy Jego głosu.

Ze mną tak było po pierwszych dwóch wylewach, kiedy to dążyłam, by wrócić dokładnie do tej samej sytuacji, w której byłam przed chorobą. Moje wnętrze było wypełnione hałasem, w którym krzyczała chęć powrotu do dawnego życia.

Ale dzięki Bogu, dostałam upomnienie i trafiłam do szpitala. Przeszłam 2 operacje i na tydzień straciłam mowę.

Wtedy to był koszmar – chciałam coś powiedzieć, a nie mogłam. Pisanie nie wchodziło w grę, bo miałam niesprawne ręce – to była kolejna rzecz, której musiałam się nauczyć. Dziś patrzę na to doświadczenie, jak na błogosławieństwo. Ono mnie wyciszyło i to był wstęp do nauki, która mówiła, że to ja mam słuchać Boga, a nie tylko się skarżyć i narzekać na swój los.

Moje pierwsze słowo, wymówione „przypadkiem” po tygodniu milczenia brzmiało – „mama”. Słowo jakie większość dzieci wypowiada, jako swoje pierwsze.

Po tym doświadczeniu jestem pełna podziwu dla Zachariasza – męża Elżbiety, ojca Jana Chrzciciela, który to nie mógł mówić przez 9 miesięcy – przez całą ciążę Elżbiety, aż do narodzenia Jana. Stracił głos, bo nie uwierzył, że jego żona mimo swej niepłodności i podeszłego wieku urodzi syna.

Ja nie mówiłam tylko tydzień, on aż 9 miesięcy, dlatego go podziwiam, bo to naprawdę trudne przeżycie.

 

A ty zastanawiałeś/zastanawiałaś się, jak to jest, nie móc powiedzieć ani słowa? Spróbuj nic nie mówić przez pewien czas. Wytrzymasz to wyzwanie?

No bo zastanów się, jak chcesz usłyszeć Boga, skoro ciągle coś mówisz? Czy nie jest tak, że na modlitwie narzekasz tylko na swój los i tłumaczysz wszystko Bogu setki razy, jakby On o niczym nie wiedział?

Czy nie jesteś, jak ci uczniowie idący do Emaus, którzy spotkali w drodze Jezusa i mówisz Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. (Łk 24, 18)

Czy nie narzekasz na całą swoją rodzinę, twierdząc, że każdy jest zły, a ty jedyny/jedyna nie masz żadnych grzechów? Czy nie jest tak, że u innych widzisz  drzazgi, a w swoim oku belki nie widzisz? (Mt 7, 1-6)

Czy nie jesteś, jak ten faryzeusz, który to wymieniał Bogu, co on to dobrego robi, a potępisz celników, którzy mają świadomość swoich grzechów? (Łk 18, 9-14)

Może więc potrzebujesz coś stracić, aby zyskać znacznie więcej. Może ściskasz w dłoniach kurczowo małego misia i nie chcesz go oddać Panu Jezusowi, mówiąc Mu, że to twój ulubiony; a On za plecami trzyma takiego samego misia, tylko 10 razy większego i mówi: „Po prostu Mi zaufaj”.

To tak, jak ten chłopiec, który podczas rozmnożenia chleba miał 5 chlebów i 2 ryby. Jezus zaś z tego zrobił jedzenie dla 5000 mężczyzn, tak że zostało jeszcze 12 koszów resztek. (J 6, 1-15)

Widzisz zatem, co oznacza zaufanie Jezusowi.

 

Ewelina Szot