niedziela, 30 marca 2014

Cuda naprawdę istnieją – pomoc księdza z Kraczkowej (część trzecia)



     W 2012 roku znowu trafiłam do szpitala w Rzeszowie. Tym razem był problem z zastawką, w związku z czym, porobiły mi się zrosty na jelitach oraz torbiel na ujściu wężyka, który odprowadzał płyn rdzeniowo-mózgowy do otrzewnej. Mój stan był bardzo zły, trzeba było przeprowadzić kolejne operacje – likwidujące zrosty i torbiel oraz usunięciu zastawki z lewej strony i umiejscowieniu nowej po prawej stronie głowy.
     Po operacji pojawiły się komplikacje, byłam w pełni świadoma, ale nie mogłam mówić. Bardzo chciałam, ale nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Mój mąż pojechał znów po księdza z Kraczkowej. I tym razem ksiądz z Kraczkowej bardzo pomógł.
     Odzyskałam mowę i to był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Jednym z najszczęśliwszych dni w moim życiu był dzień ślubu, a drugim odzyskanie mowy. Może to się wydać komuś głupie, że najprostsza rzecz sprawiła mi taką radość, ale to było dla mnie bardzo ważne.
     Kiedy wyszłam ze szpitala, w zeszłym roku odwiedziłam księdza z Kraczkowej. Bardzo się cieszył, bo wreszcie ja do niego przyjechałam, a nie on do mnie. Pokazał mi stułę Jana Pawła II i jego relikwie, które znajdowały się w kościele.
     Kolejny plus jest taki, iż mimo do kościoła wchodzi się po wysokich schodach, to jest tam zrobiony podjazd dla wózków, w związku z czym z łatwością dostałam się do kościoła.
     Byłam też w kościele w styczniu tego roku, gdyż 2-go każdego miesiąca o 21.00, odbywa się tam msza za chorych. Jest tam księga, do której wpisuje się intencje, które to na końcu mszy są odczytywane i ludzie modlą się w tych intencjach.
     Mam nadzieję, że moja historia przekonała was do wiary w cuda. One naprawdę istnieją, ja jestem tego najlepszym przykładem, bo nie wyszłabym z sytuacji w jakiej byłam, tylko z pomocą ludzi. Musiała mieć w tym udział Boska ręka.