Od 3-go do 31 marca byłam w sanatorium w
Iwoniczu Zdroju, w szpitalu uzdrowiskowym Excelsior. Akurat udało mi się, że
pojechałam w marcu, a nie, tak jak rok temu w styczniu. Wtedy śnieg był taki,
że cały miesiąc spędziłam w budynku, gdyż nie dało się wyjść. Dodatkowo
Excelsior leży na pokaźnych rozmiarów górze, więc zjechanie stamtąd i
wyjechanie z powrotem wózkiem, byłoby nie do końca możliwe.
Właściwie to jest drugi termin, na który
przyznano mi pobyt w sanatorium. Pierwszy miałam na koniec września i
październik ubiegłego roku, jednak w tym samym czasie miałam jechać do szpitala
w Rzeszowie na oddział rehabilitacyjny. Wybrałam Rzeszów i nie żałuję tej
decyzji, bo ten pobyt naprawdę wiele mi dał. Po sanatorium też jest lepiej, ale
nie tak jak po szpitalu. Mimo, że w szpitalu trzeba być samemu, to naprawdę
warto.
Byłam w sanatorium z opiekunem, gdyż
jeszcze nie jestem na tyle sprawna, żeby poradzić sobie samej na takim
wyjeździe.
Mama była ze mną przez pierwsze 2 tygodnie,
a potem przyjechał mój mąż – Paweł.
Mieliśmy pokój 3-osobowy, mimo, że w
pokoju były dwie osoby. Wynikało to z tego, że kiedy byłam z mamą i były dwie
kobiety, to ewentualnie mogłaby dojść do nas trzecia pani, ale kiedy byłam z
mężem, taka opcja nie wchodziła w grę. A wynikało to z tego, że nie było już
wolnych pokoi 2-osobowych.
Pokój był większy, niż ubiegłym razem i
łazienka również.
Budynek jest podzielony na piętra i na
każdym piętrze, znajdują się osoby z przypadłościami, które pasują do
odpowiedniego piętra. W zeszłym roku, byłam na piętrze numer 1, gdzie
umiejscowieni są pacjenci z przypadłościami neurologicznymi. W zeszłym roku
byłam na właściwym piętrze, ale w tym roku, z powodu braku wolnych pokoi,
trafiłam na ortopedię.
Ciąg dalszy nastąpi...
Excelsior |