piątek, 11 kwietnia 2014

Powrót do pełnosprawności (część druga)



     Mam zapełniony cały dzień i nie popuszczam sobie. Wstaję około 6.00, a kładę się spać około 24.00. W ciągu dnia ćwiczę pisanie, mówienie, precyzję, uczę się języka obcego, o ćwiczeniach już nie wspomnę, a teraz zaczęłam pisać bloga. Oprócz tego mam czas dla siebie i dla mojego męża.
     Dobra organizacja dnia i wszystko można pogodzić. Część dnia spędzam na ćwiczeniach: około 30 minut ćwiczę na materacu i około 20 minut przy drabinkach, oprócz tego, kiedy mąż wróci z pracy chodzimy i ćwiczymy używając kinecta.  Ale mimo tak ciężkiej pracy nie narzekam. Wiadomo, że zdarzają się, jak każdemu, gorsze dni, ale zaraz biorę się garść i idę do przodu. Nie wolo się nad sobą użalać, bo zawsze może być gorzej. Kiedy nie ćwiczę przy drabinkach, jadę na rehabilitację, albo do mnie przychodzi rehabilitant.
     Dodatkowo dbam też, żeby nie przytyć. Nie mogę sobie pozwolić przytyć, bo nie zmieszczę się do wózka, a poza tym, dużo gorzej się chodzi, gdy się przybierze na wadze, dlatego jem co najmniej 4 posiłki dziennie i tylko raz dziennie, zjadam coś słodkiego do kawy.
          Kiedyś było znacznie gorzej, bo trzeba mi było pomóc w najprostszych rzeczach, bo sama nie dałam rady ich zrobić takich jak: czesanie, obcinanie paznokci, ubieranie kolczyków czy aparatów słuchowych. To już jest przeszłość. Teraz to wszystko robię sama. Kiedyś ktoś musiał sprzątać w pokoju moim i mojego męża, teraz robię to sama. Sama ścieram kurze i sama odkurzam odkurzaczem dywan. Robię to na wózku, ale jakoś sobie radzę.
     Kiedyś wszystko ktoś mi musiał przynieść i podać, teraz wszystko przywożę sobie sama.
     Jeszcze nie potrafię zrobić wszystkiego, ale już niedługo…