poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Słowo, które najlepiej opisuje szpital w Krośnie – katastrofa (część pierwsza)



     Na wakacjach 2012 roku bardzo źle się czułam. Okropnie bolał mnie brzuch, pojechaliśmy, więc do szpitala w Krośnie, gdyż jest tam oddział gastrologiczny, a wszyscy podejrzewali, że są to problemy natury gastrologicznej. Nie pojechaliśmy do szpitala w Jaśle, który jest odpowiedni do mojego miejsca zamieszkania, gdyż nie ma tam oddziału gastrologicznego.
     W Krośnie nie chcieli mnie przyjąć, bo powinnam jechać do Jasła. Po obszernych tłumaczeniach, że nie ma tam oddziału gastrologicznego, z wielką łaską zgodzili się mnie przyjąć.
     Oczywiście nie wiedzieli co mi jest, ale nie był to problem natury gastrologicznej. Z dnia na dzień opadałam z sił, nic nie mogłam zjeść, dostawałam tylko kroplówki. Ordynator jednego dnia mówił jedno, a drugiego dnia zupełnie coś innego.
     Rodzice i mąż chcieli mnie przetransportować do szpitala w Rzeszowie. Paweł poszedł z tą wiadomością do ordynatora, ale on powiedział, że jestem w zbyt poważnym stanie, żeby mnie przetransportować, a podczas jazdy może się wszystko wydarzyć i szpital nie bierze za to odpowiedzialności, więc jak chcą, to mogą mnie przetransportować na własną rękę.
     Następnego dnia już mówił, że on nie widzi sensu mojego dalszego pobytu w szpitalu, więc on mnie do domu wypisze.
     Nie wiem jak to jest, że jednego dnia nie nadaję się do transportu, bo mogę nawet umrzeć w czasie jazdy, a drugiego dnia, jestem w tak świetnym stanie, że mogę wyjść do domu, a nie było robione zupełnie nic, żeby mój stan zdrowia polepszyć.
Część dalsza nastąpi...